Kupiłam potrzebne wiktuały i zabrałam się do pracy. Na pierwszy ogień poszła jarzynka:
Następnie zabrałam się za paprykę (O), wypestkowałam, pokroiłam na mniejsze kawałeczki i włożyłam do piekarnika, żeby ją zapiec, aby skórka lepiej schodziła - za radą Gogi. Otóż trafiłam na wielce oporne
warzywo - musiałabym ją spalić w ogniu piekielnym (nawet wrzątek nie pomógł), żeby skórka zechciała łaskawie odejść...
Na szczęście przy miksowaniu blenderem wszystko poszło gładko:)
Kiedy wywar był już gotowy, wyjęłam jarzynkę, wrzuciłam pomidory z puszki - D i paprykę - O-->Z. Gotowałam ok 30 min (im dłużej tym lepiej, pomidory uwalniają wtedy najwięcej likopenów). Pod koniec gotowania dodałam starty czosnek i mały kawałek poszatkowanej papryczki chili (M).
Następnie zmiksowałam. Zupa była już dość gęsta, jednak nie tak jakbym chciała. Nie pasował mi do niej pływający makaron. Uzupełniłam ją o pół szklanki zimnej wody i sosu sojowego (W).
Ugotowałam osobno makaron żytni z pełnego przemiału (D) i zmiksowałam go, następnie dodałam do zupy i ponownie zmiksowałam całość. Uzupełniłam o pół szklanki zimnej wody i sosu sojowego.
Na koniec posypałam moje wybitne danie świeżym koprem - całą garścią (O) i startym serem żółtym (Z).
I zatopiłam się w błogim konsumowaniu:)
Już niedługo z ciemną kuchnią się pożegnam:)
fajne danie
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
hm no cóż fajne i smaczne:P
OdpowiedzUsuń