Już od dłuższego czasu korzystam z pewnego przepisu, który stanowi dla mnie bazę do zrobienia zupy ziemniaczanej, z książki "500 Potraw z ziemniaków". Będąc na Ukrainie wreszcie spróbowałam oryginalnej soljanki - zupy wg mnie przepysznej, o której będzie dzisiaj na moim blogu mowa. Nie to, żebym jej nie jadła wcześniej, ale zawsze byłam ciekawa, jak smakują dania w regionie, z którym są ściśle związane. Wiadomo - są lepsze i gorsze wersje, w zależności od kucharskich umiejętności i użytych składników - może być np soljanka rybna (chociaż ja wolę uchę - tradycyjną zupę rybną ze Wschodu).
Zatem mój soljankowy mix prezentuje się tak:
W osobnym garnku umieszczam obrane, umyte i pokrojone np. na ćwiartki ziemniaki (Z), posypuję je obficie ziołami prowansalskimi i oregano (M), zalewam zimną wodą, solę (W) i gotuję aż do ich rozpadnięcia się. U mnie zwykle trwa to 30 min. Następnie ugniatam je takim czymś do ziemniaków albo tłuczkiem:)
Na patelnię wrzucam pokrojony w kostkę boczek (15-30 dag) - W. Kiedy tłuszcz zacznie się wytapiać - dodaję pokrojoną cebulę (uwielbiam, więc u mnie jest jej dużo) - M (cofam się o jedną przemianę, co mi wolno, a dodatkowo duszona cebula o jeszcze jedną - Z). Przykrywam i podduszam na małym ogniu. Obficie występuje tu kminek (boczek jest dosyć "gazujący") - Z i świeżo zmielony pieprz w ilości wg własnego widzimisię - M. Duszę do miękkości i zdejmuję z ognia.
W międzyczasie mogę pokroić oliwki - preferuję czarne z dużego słoja Tesco (są naprawdę ładne i jędrne) - W oraz np 2 spore plastry cytryny (wcześniej sparz skórkę) - D - okrawam skórkę i dzielę je na drobne cząsteczki.
Kiedy ziemniaki są już utłuczone (nie musi być to doskonałe puree) - dodaję do nich boczkowo-cebulowo-kminkowo-pieprzowy mix i gotuję jeszcze ok 10 min całość (w międzyczasie dokładając do niego oliwki i cytrynę).
I znów stanęły mi przed oczami oliwki wielkości kciuka z kijowskiego bazaru petriwka, przeróżne, solo i nadziewane, słonawe i pikantne, czarne i zielone. Ach, rozmarzyłam się... Przytaszczyłam do Polski po kilogramie (w porównaniu z naszymi cenami - tanie jak borszcz), ale już dawno został po nich tylko wspomnień czar...
:)
PS. Opis może wydać się długi, ale tak naprawdę zupa jest prosta w wykonaniu i na każdą kieszeń. Zachęcam do inspirowania się, ale też zmieniania wg własnego uznania, bo przecież o to właśnie w gotowaniu chodzi:)
A zupę dedykuję mojemu Mężczyźnie. Jest jej wiernym fanem, więc sam ją sfotografował;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz